wtorek, 1 marca 2016

Rozdział 1 - Mróz



Gwizdek czajnika krzyczał niecierpliwie. Chłopak spojrzał przez okno na białe drogi. W nocy napadały kolejne warstwy śniegu. „Będę musiał odśnieżyć samochód.” pomyślał, zalewając kawę. Wyszedł na zewnątrz w szlafroku. Wciągnął do płuc ostre, świeże, mroźne powietrze i schylił się po nową gazetę.
Usiadł przy stole kuchennym i rozłożył gazetę.
„Firma naukowa ‘Labex-Med’ ogłosiła rewolucję w dziedzinie walki z rakiem! Jej długoletni pracownik właśnie skończył 12-letnie badania i ogłosił wyniki – rak to już przeszłość! Nowy lek właśnie wszedł w produkcję. Już wkrótce pierwsi pacjenci będą mogli przekonać się na własnej skórze jak to cudownie jest być zdrowym!...”
- Bzdura… - parsknął z pogardą. – Kolejny pic na wodę, żeby tylko nachapać się kasy. – wziął łyk kawy. – Aż dziwne, że ten cały Labex jeszcze nie zbankrutował. Ma w swojej załodze same niedorajdy.
„Tymczasem konkurencyjna firma ‘Chemogy’ w odpowiedzi na tą nowinę zaśmiewa się nie wierząc w to dokonanie. ‘To tylko strata czasu.’ – mówi dyrektor firmy, profesor Claus Nord – ‘Na miejscu mediów nie poświęcałbym im już żadnej uwagi. Założę się, że to tylko kolejne placebo” Dyrektor nie pozostał jednak w defensywie. „Chemogy naprawdę ma się czym pochwalić. Właśnie w nasze szeregi wstąpili młodzi ludzie otwarci na zupełnie innowacyjne rozwiązania. Niestety, z wiekiem, nasze umysły zaczynają wszystko szufladkować – myślimy schematycznie. Natomiast młodzi – o! Są tym zupełnie nieskażeni. Nasz nowy zespół – to właśnie oni odkryją prawdziwe lekarstwo!’ – mówi z dumą dyrektor. Pozostaje nam jedynie czekać i zobaczyć jaki będzie wynik”
- To ja będę tym, który to odkryje. – powiedział pewnie. – Nie zawiodę cię dyrektorze. Co nie Śnieżek? – uśmiechnął się do swojego białego kundelka, który właśnie wylizał swoją miskę z jej zawartości. Pies odwrócił się i spojrzał na swojego pana radosnymi oczami. Spacer.
Jack udał się do łazienki, by się oporządzić. Wziął prysznic, wytarł białe włosy w ręcznik, a potem poczochrał po swojemu. Założył bieliznę, umył zęby, zdjął z grzejnika granatową bluzę z kapturem i ją włożył.
Zapiął psu smycz, włożył mu kubraczek i wyszedł na dwór. Piesek hasał po śniegu nie mogąc opanować szczęścia i co rusz wpadał w zaspy, a nawet niemalże w nich tonął. Jedynie smycz była wskazówką gdzie mógłby się teraz znajdować.
Jack owinął sobie smycz wokół bioder i zabrał się za odśnieżanie samochodu. Bardzo lubił śnieg i zimę w ogóle, ale tej jej części nie znosił. W trakcie odśnieżania zawsze myślał tylko o tym, co zrobić, żeby nie musieć tego robić. Tym razem przyszła mu do głowy bardzo silna dmuchawa do liści. Zdmuchnąłby śnieg, zeskrobał szron z szyb i gotowe.
Śnieżek oznaczył teren żółtym kolorem i zaczął szczekać na ganku. Jack nie skończył jeszcze nawet odśnieżać.
W domu rozpiął psa, dosypał mu do miski karmy, nalał wody do drugiej, chwycił torbę lezącą na podłodze i poczochrał pupila po głowie.
- Dziś będzie inaczej Śnieżku. Wrócę dużo później niż zwykle. Pewnie będziesz za mną tęsknił. Musisz się do tego przyzwyczaić.
Zakluczył za sobą drzwi, poszedł do samochodu i uruchomił silnik. Na szybie natychmiast osiadła para. Kolejna denerwująca rzecz. Lubił zimno, a nienawidził ciepłego, dusznego powietrza z klimatyzacji więc para jeszcze bardziej natrętnie zasłaniała mu widok.
To był jego pierwszy dzień pracy. Zaledwie dwa tygodnie temu odebrał dyplom na uniwersytecie. Jego badania i osiągnięcia na studiach nie mogły zostać niezauważone. Żadnego składania CV, czy rozmów kwalifikacyjnych. Po uroczystości sam Claus Nord podszedł do Jacka i zapytał: „Chłopcze, co chcesz zrobić ze swoimi wynikami?” Jack stał oniemiały i zaskoczony. „To może inaczej zadam to pytanie.” – kontynuował profesor – „Chcesz zaprzepaścić swoją pracę na studiach pracując w laboratoryjnym odpowiedniku McDonald’s, czy wolisz uratować ludzkość?” Po tym pytaniu Jack nie musiał się długo zastanawiać. Natychmiast odpowiedział: „Chcę pracować w pana zespole.” Nord uśmiechnął się lekko, potargał wąsa i wyciągnął do Jacka rękę. „To witaj w drużynie, Jack.”
Chwycił klamkę i przełknął głośno ślinę. Za tymi drzwiami krył się zupełnie inny świat. Świat możliwości, innowacji, pasji i sukcesu. Wszedł trochę stremowany, nieśmiały. Rozejrzał się po holu i gdy już zapoznał się, przynajmniej powierzchownie, z tym miejscem, nabrał powietrza w płuca, wyprostował się, wypiął pierś i śmiałym krokiem podszedł do recepcji.
- Cześć, jestem Jack. Właśnie zaczynam tu pracę…
- Trzecie piętro, sala 315. – chuda kobieta za biurkiem nie podniosła nawet wzroku znad swojej książki tylko wskazała palcem prosto na windę.
- Dzięki… Maggie – śnieżnowłosy przeczytał z jej plakietki.
Jack otworzył drzwi do wskazanej sali. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to wielki szklany stół przykryty mnóstwem kartek i papierowe kubki z kawą i po kawie. Wokół stołu siedzieli ludzie w jego wieku wszyscy ubrani w białe kitle. Za całym towarzystwem stały dwie białe tablice gęsto zapisane równaniami reakcji chemicznych. Jack był pewien, że trafił w odpowiednie miejsce.
- Cześć wszystkim! – odezwał się entuzjastycznie. Wszyscy na raz podnieśli wzrok z nad papierów i skierowali go na białowłosego. Ekipa składała się z rosłego chłopa, pulchnego blondynka w wielkich okularach i szczupłej dziewczyny w krótkich włosach z jaskrawozielonym cieniem na powiekach.
- Cześć! – dziewczyna wstała i natychmiast znalazła się przy Jacku wyciągając do niego dłoń. – Jestem Goo Din Xing. Mów mi Dixy. A ty musisz być Jack Frost, prawda? Miło cię poznać.
- Wzajemnie. – odpowiedział Jack.
- To jest Grey Ristad, - powiedziała Dixy wskazawszy na tego wysokiego - a to Billy Sandman.
- Witaj w naszym teamie, młody. – Grey zawiesił mu na szyi swoje ciężkie ramię, a drugą ręką poczochrał jego śnieżnobiałe włosy. – Wiesz jak odkryć Liphirium?
- Jeszcze nie. Ale niewiele mi brakuje. – odpowiedział z zapałem.
- To się sprężaj, młody, bo ją też jestem blisko. Chyba nie chcesz, żeby ktoś cię ubiegł. – Grey szturchnął go przyjaźnie w ramię, a Jack odpowiedział chytrym uśmiechem.
Nagle otworzyły się drzwi i do sali wszedł profesor Nord.
- O Frost! – odezwał się niskim, grubym, ale przyjaznym głosem. – Dobrze, że już jesteś. Widzę, że zapoznałeś się już z drużyną. – powiedział zadowolony i pogładził swoją siwą brodę. – No dobra dzieciaki! – klasnął entuzjastycznie w dłonie – Koniec pogaduch, zabieramy się do pracy. Dixi, raport!
Dziewczyna zaczęła szukać odpowiedniego druku w stercie papierów na stole.
- Rany, czy to tak trudno wyrzucić pusty kubek po kawie? Ja z wami chłopaki nie wytrzymam psychicznie. Mówię wam, zacznijcie po sobie sprzątać, bo jak tak dalej pójdzie to trafię do wariatkowa i nie będzie komu pamiętać co gdzie jest. Wtedy utoniecie w swoich śmieciach. Mam! – wykrzyknęła znajdując raport. – Próbki nie dały nam nic, czego już nie wiedzieliśmy. Badanie pod sonografem potwierdziło hipotezę Greya…
- Aa… to już wiem, coś dzisiaj taki wesoły. – zaśmiał się profesor klepiąc Greya po plecach.
- A Billy właśnie oblicza współczynnik wzrostu komórki nowotworowej w oparciu o naszą nową teorię.
- Wspaniale! No to Frost, teraz twoja kolej. Pokaż reszcie, co tam ciekawego odkryłeś na studiach.
Z Jacka nagle wyszedł prawie cały wcześniejszy entuzjazm.
- W zasadzie to chyba nic, czego byście już nie wiedzieli. – bąknął nieśmiało.
- Jack. – podeszła do niego Dixy i położyła mu dłoń na ramieniu. – Tu nie chodzi do końca o wniesienie czegoś nowego do naszych badań. Sam słyszałeś, na razie mamy tylko teorie, potwierdzone zaledwie kilkoma eksperymentami. Owszem, nowe odkrycia są potrzebne, ale to co jest teraz najważniejsze, to potwierdzenie tego co wiemy. Może na przykład ty uzyskałeś inne rezultaty w takich samych badaniach. Jesteśmy drużyną i każdy z nas musi wiedzieć tyle samo. Rozumiesz?
Jack pokiwał głową.
- Czy w takim razie, mógłbym zapoznać się najpierw z waszymi spostrzeżeniami, z tą nową teorią i równaniem współczynnika?
- Nie ma sprawy. – odezwał się Grey i podał mu plik kartek. – Trzymaj.
- Dzięki. – Jack zaczął je uważnie przeglądać kartka po kartce. Co jakiś czas cofał się w tekście, podchodził do tablicy i pisał jakieś liczby i fragmenty równań.
- Billy, mogę przyjrzeć się twoim obliczeniom? – odezwał się po pół godziny. Billy pokręcił ze zniechęceniem głową, potem podparł ją rękoma, wypuścił głośno powietrze aż w końcu wychylił się do tyłu i westchnął. Jack potraktował to jako pozwolenie i wziął kartki. Część równań była zamazanych, bo ewidentnie była zła. Jack uśmiechnął się lekko. – Twoja teoria jest genialna, Grey. Właśnie tego szukałem.
- Miło mi to słyszeć, ale chyba nie jest aż tak wspaniała, skoro Billy nie mógł rozwiązać równania. – powiedział Grey z lekkim powątpiewaniem krzyżując ręce na piersi.
- Bo czegoś jej wciąż brakuje. – powiedział Jack i podszedł do swojej torby. Wyjął z niej teczkę z dokumentami i laptopa. Gdy uruchomił komputer, podłączył go do rzutnika. – Przejrzyj sobie to. – podał Greyowi teczkę. – Komórka, którą badałeś była pobrana od 60-letniej osoby, ale nie uwzględniłeś tego i założenie było zbyt ogólne i nie sprawdziło się do końca na tym przypadku. Na studiach badałem jak wiek danej osoby wpływa na rozwój komórki rakowej i wyszło, że u starszych osób komórka rakowa rozwija się nawet 4 razy szybciej niż u nastolatka. Więc nie można stworzyć wspólnego algorytmu dla wszystkich osób. Każdy ma własny wyjątkowy algorytm, tak samo jak DNA.
- No przecież! – Grey pstryknął palcami. – Jak mogłem o tym zapomnieć?! A przecież rozmawialiśmy o tym z miesiąc temu. Dzięki Jack, że mi o tym przypomniałeś. Masz łeb na karku. Coś tam jeszcze masz?
- Tak, na slajdach mam pokazane różne stadia nowotworów i szczegółowe dane dla każdej jednostki.
- To pokazuj. – powiedział Grey, mocno ożywiony.
Jack objaśniał wszystkie slajdy i dane. Co jakiś czas reszta zadawała pytania, a gdy mógł na nie odpowiedzieć, sprawiało mu to wielką radość. Dzięki temu wiedział, że nie jest kolejnym, zbędnym i nic nieznaczącym dodatkiem do wybitnego zespołu, ale że naprawdę tworzy ten zespół. Wspólnie dochodzili do cennych wniosków, a ich współpraca była naprawdę wyjątkowa. Każdy miał swoją odrębną rolę, ale bez niej nic by nie ruszyło z miejsca. Billy służył za kalkulator. Wykonywał skomplikowane równania w mgnieniu oka. Dixy pilnowała porządku, pamiętała gdzie co się znajduje. Wielka organizatorka, która uwielbia planować i nigdzie się nie rusza bez swojego planu dnia. Do tego wprowadzała do pracowni rodzinną, ciepłą, a niekiedy i szaloną atmosferę. Grey był pomysłodawcą innowacji. Ludzie wiedzą, że czegoś nie da się zrobić. A Grey nie wie, że się nie da i to zrobi. No i profesor, który nadaje kierunek wszystkim badaniom. Ciepły opiekun, rygorystyczny ojciec i drogi przyjaciel dla całej trójki.
A teraz do całej tej gromadki dołączył Jack Frost. Świeżo dyplomowany biolog, chłopak z bogatej rodziny, która zadbała o rozwój jego kariery, opłacając mu drogie studia. Choć można powiedzieć, że przez całe swoje życie spał na pieniądzach, Jack nie wyrósł na snobistycznego zarozumialca i ignoranta, który ma zerowe pojęcie o prawdziwym życiu – takimi właśnie byli jego rodzice. Zawsze dbał o dobre relacje z innymi. Nigdy nie opuszczał go uśmiech, dobry nastrój oraz humor i może właśnie to sprawiało, że inni zawsze go lubili.
- Super, Jack. – pochwalił go Grey. – Chodź ze mną do laboratorium to popracujemy razem nad tym problemem. Razem na pewno coś odkryjemy.
Podekscytowanie w Greyu sięgało niemalże zenitu na myśl o badaniach i nowych odkryciach. Po prostu emitowała z niego radość, która udzielała się wszystkim wokół. Bardzo się cieszył nie tylko perspektywą postępu w nauce, ale i tym, że poznał Jacka. Naprawdę cenił jego pomoc i widział w nim idealne uzupełnienie zespołu. Sam był żywiołowy, a Jack bardziej cichy i powściągliwy, choć nie brakowało mu otwartości. Frost był bardziej zorganizowany od niego samego, a ich pomysły były zupełnie inne, dzięki czemu doskonale się uzupełniały. Widział w nim też kogoś na podobieństwo młodszego brata, którego trzeba zachęcać i chwalić, którego trzeba uczyć – i dzięki temu wykazywać swój przewyższający intelekt – i wspierać.
Również Jack czuł, że idealnie uzupełnia się z Greyem. Był jedynakiem i zawsze chciał mieć starszego brata. W końcu znalazł kogoś, kto mógłby wypełnić to pragnienie.
- Idziemy na piwo? – zapytał Grey, założywszy grubą skórzaną kurtkę, wyściełaną pod spodem „barankiem”. Billy pokazał kciuk w górę, Dixy klasnęła w dłonie kilkakrotnie.
- Pewnie! – wykrzyknęła z radością.
- A ty, Jack? – Grey podszedł do Frosta, który jeszcze pakował swoją torbę.
- Może innym razem. Mój pies jeszcze się nie przyzwyczaił do moich długich nieobecności i jak nie wrócę szybko do domu, to boję się, że mi chałupę rozniesie. Ale dzięki za zaproszenie.
- Masz psa? Jak się wabi? – zapytała Dixy.
- Śnieżek. Jest cały biały. W taką pogodę w ogóle go nie widać.
- Pewnie. – uśmiechnęła się dziewczyna. – Do jutra Jack!
- Do jutra!
Pierwszy dzień w pracy był dla Jacka bardzo wyczerpujący. Wiadomo, jak na pierwszy dzień, nie udało się niczego odkryć. Ale wiedział, że od tego momentu rzeczywiście zaczął się rozwijać i stawiać solidne kroki na ścieżce nauki. Choć był już zmęczony wracał do domu pełen zapału i entuzjazmu, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Gdy jechał samochodem, zaczął padać śnieg. Padał mocniej i mocniej, aż w końcu przerodziło się to w zamieć i nic nie było widać. Jack postanowił, że zatrzyma samochód i stanie, jak mniemał, na poboczu ze światłami alarmowymi. Bał się, że gdyby próbował jechać dalej wpadłby w poślizg, albo znalazłby się na przeciwnym pasie. Zostawił włączone ogrzewanie i wycieraczki. W radiu zaczęli grać wieczorny chill-out idealnie nadający się do kawiarni w stylu retro. Jack zamknął oczy i wyobraził sobie, że właśnie w takiej siedzi. W powietrzu unosiłby się zapach świeżo palonego ziarna, przy stoliku obok siedzi para elegancko ubranych, starszych ludzi. A w drugim fotelu przy jego stoliku siedzi elegancka kobieta. Nie widzi jej twarzy, ale taka kobieta na pewno musi być piękna.
Jack otworzył oczy. Minęło ponad pół godziny. Śnieg przestał tak sypać i można było jechać dalej.
Wysiadł z samochodu, przedostał się przez śnieżne zaspy i przekręcił klucz w zamku. Pies powitał go głośnym, szczęśliwym szczekaniem i zaczął podskakiwać do kolan swojego pana.
- No już Śnieżek, też się cieszę że cię widzę. – zaśmiał się Jack. – Ale daj mi odłożyć torbę. Zaraz cię wyprowadzę.
Zawiesił torbę z laptopem na wieszaku, z szafki wyjął kubraczek dla psa i smycz. Zapiął psa i wyszedł na dwór.
Było zupełnie ciemno. Mieszkał na przedmieściach Arendelle, a tu, przestrzeń oświetlało zaledwie kilka samotnych latarni.
Schylił się, zebrał trochę śniegu, uformował kulkę i rzucił najdalej jak mógł. Niewiele brakowało a śnieżka trafiłaby w okno sąsiada z naprzeciwka. Przypomniało mu to czasy beztroskiego dzieciństwa, gdy razem z Elsą i jej młodszą siostrą spędzali całe zimowe popołudnia na zabawie w śniegu. "Ciekawe, co u nich słychać?"
Jack podniósł głowę do nieba, wypuścił parę z ust i obserwował jak rozprasza się w mroźnym powietrzu. "Gdyby tak wszystkie te choroby mogły się rozpłynąć jak ta para" pomyślał i uśmiechnął się sarkastycznie. "Wtedy nie miałbym pracy i nie poznałbym Greya i Dixy. Co ja bym wtedy w ogóle robił?"
Śnieżek zaczął drapać w drzwi chcąc wejść do ciepłego domu.
Jack włożył do mikrofalówki resztki wczorajszego obiadu. Zjadł i umył naczynia. Zaparzył herbatę, rozłożył się na sofie w dużym pokoju i zaczął przeglądać facebooka na smartphonie. Dwa zaproszenia do znajomych. Pierwsze od Dixy, drugie od Greya. Potwierdził oba. Koledzy że studiów pododawali mnóstwo nowych zdjęć z imprez. Na kilku zdjęciach z zeszłego tygodnia Frost znalazł siebie. Był wielkim imprezowiczem. Bez niego często nie było zabawy. Najlepszy humor miał zawsze on, najbardziej szalone pomysły na zabawę pochodziły właśnie od niego. Wszyscy wiedzieli, że bez Jacka to żadna impreza.
Ale teraz miało się to zmienić. Skończy się cotygodniowe balangowanie do białego rana. Pora wziąć się za poważne zajęcie, czyli pracę.
Na kolana wdrapał mu się pies. Przyszła nowa wiadomość.
Grey: "Dom w jednym kawałku?"
"Byłem zaskoczony, ale tak :)"
Grey: "Czyli twój pies nie jest aż taki groźny? Nie ugryzie mnie?"
"Jak nie będziesz go drażnił. Ale nie mogę niczego obiecać."
Grey: ":) Szkoda, że cię nie było. Następnym razem musisz do nas dołączyć."
"No nie wiem. Śnieżek bywa bardzo zaborczy. ;)"
Grey: "To wpadniemy do Ciebie ;) Szykuj się i sprzątaj mieszkanie."
Jack już nic nie odpisał. Jego uwagę przykuło coś innego. W trakcie pobieżnego przeglądania wpisów gdzieś mu mignęło imię "Elsa". Teraz za wszelką cenę chciał znaleźć to miejsce. Po przewertowaniu facebooka w tą i z powrotem kilka razy, w końcu znalazł. Pojawiło się w proponowanych znajomych.
Elsa Solberg, to właśnie ona. Na awatarze nie było widać twarzy. Wszedł na jej profil. Widniało na nim tylko kilka jej zdjęć z Anną, ale na każdym z nich Elsa wyglądała na niezbyt szczęśliwą. W opisie była podana szkoła jaką ukończyła. Był to Uniwersytet Medyczny w Gdańsku.
Jack był jak oniemiały. Kto by pomyślał, że Elsa, której pasją w dzieciństwie były rzeźby i architektura, pójdzie ta samą drogą co on i też będzie studiować medycynę. Szkoda mu tylko było, że musiała wyjechać do Polski, żeby móc tam studiować. Tam, studia są znacznie tańsze niż w Norwegii. Pewnie nie spotka jej więcej, chyba że na jakimś seminarium naukowym.
Popatrzył jeszcze chwilę na jej zdjęcia. Była piękna. Dużo ładniejsza niż mógł przypuszczać. Bardzo wydoroślała i nie przypominała już tamtej dziewczynki. Ale jedna rzecz się nie zmieniła - dalej upinała włosy w swój charakterystyczny sposób.
Trzymał kciuk nad przyciskiem "Dodaj do znajomych". Wahał się. "Co jeśli mnie nie pamięta? Minęło przecież tak wiele czasu."
"Jeden wspólny znajomy" przeczytał Jack. Był ciekawy kto nim był i sprawdził to. Dixy! Ona też studiowała w Gdańsku, razem z Elsą. Postanowił zapytać się koleżankę o Elsę następnego dnia i nie wysyłać jeszcze Elsie zaproszenia. Ma jeszcze czas, po co się z tym spieszyć? A może Elsa też go zauważy i pierwsza wyśle zaproszenie?
Jack wstał z kanapy, udał się do łazienki. Wziął długi gorący prysznic a potem umył zęby. Spojrzał w lustro i zaczął uważnie się sobie przyglądać. Pokazał swój najlepszy uśmiech, numer pięć – podryw na piątkę.
- Witaj piękna. – puścił oczko. Zaśmiał się z samego siebie. Już dawno nie używał tego tekstu. Zaczął się zastanawiać, czy istnieją jeszcze kobiety, które dają się uwieść na taki podryw. Wątpił. A na pewno jego dziewczyna nie dałaby się na to nabrać. Elsa też by się nie nabrała.

Założył piżamę i wskoczył do łóżka. Niemalże natychmiast zasnął.


________________________________________________________________
Witam wszystkich.
No to pierwszy rozdział mam już za sobą. Uff! Wyszedł trochę krótki, niestety. Następne, na szczęście, będą już dłuższe.
Jest to chyba dość nietypowe opowiadanie o tej tematyce, bo dzieje się w naszych czasach, a powiedziałabym, że nawet w przyszłości.
Pfff... Nie wiem co tu jeszcze napisać. Mam nadzieję, że was zaciekawiłam i zostaniecie do końca.
Do następnego razu!

1 komentarz:

  1. zarumialca - zarozumialca
    To jedna literówka jaką zauważyłem, ale ja czytając nieszczególnie koncentruję się na wyszukiwaniu błędów, a na treści, tak więc... może jest ich więcej, ja tam nie wiem, bo tylko fabuła i bohaterowie się dla mnie zazwyczaj liczy.
    Póki co za dużo o opowiadaniu powiedzieć nie mogę, bo tylko pobieżnie przedstawiłaś głównych bohaterów. Zdziwiło mnie trochę, że facet tak nazwał swojego psa. Śnieżek to tak po babsku, wręcz dziewczęco (w sensie, nie że imię dla suki, ale że nazwałaby tak psiaka kilkulatka, a nie dorosły facet), aczkolwiek mężczyźni też bywają różni i mają swoje odbicia. Ja nazwałem kota Eros, a i tak zdrobnili do Erotek, Eroś, więc... Może on nazwał Wiher, a z zamieci ktoś zrobił Śnieżka.
    Podoba mi się sama tematyka, przyciągnęła mnie, nie ma co kryć, bo jest po prostu oryginalna. Powiało też nutką tajemnicy, czyli Elsą i kim ona jest... tego jeszcze nie wiem, może byłą miłością, albo po prostu przyjaciółką z dzieciństwa głównego bohatera, albo po prostu królową lodu.

    Pozdrawiam:
    skradzione-dziecko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń